piątek, 19 lutego 2010

Pragę lukrowaną zna każdy. Nie musi walczyć o tytuł europejskiej stolicy kultury. Wszyscy pchają się tu drzwiami i oknami, a martwy sezon na Staromaku trwa zaledwie smętne dwa tygodnie listopada. A potem już tylko gwar i wycieczki włoski, hałas i wycieczki hiszpańskie albo ciche oczekiwanie pod staromiejskim orlojem z aparatem w ręku i wycieczki japoński. A do tego tłumy przepływające przez Vaclavak, na którym niektórzy kończą swoją turystyczną przygodę w ramionach licznych w tej okolicy striptizerek, oczywiście Słowianek dorodnych po słowiańsku. A jak już są w pełni szczęśliwi to zakupują na podróż miejscowe specjały przemysłu monopolowego: absynt i wódkę z konopii.

Pragę nielukrowaną znają też liczni. W końcu miasto niemalże polskie, na wyciągnięcie ręki, a i człowiek jakoś się dogada, choć wszystko wydaje mu się nagle śmieszne i zapomina, że z tego samego pnia jego język wyrasta.

A na potrzeby tych co nie znają/ znają/ chcą poznać bardziej zaczynam całkowicie subiektywny alfabet praski - niealfabetycznie, trochę bez ładu i składu, ale za to z niesłabnącą słabością do tego miasta. Nie ja pierwsza, ani ostatnia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz